LIST Z ALASKI OD O. STANA
Chefornak – Niedziela Palmowa 2020
Drodzy Parafianie z Redykajnow i oo.Szczepanie i Antoni,
Serdecznie Was pozdrawiam z poludniowo –zachodniej Alaski. Rzut beretem i jestem w sasiedztwie – w Rosji. Ale jest jeszcze Morze Beringa do pokonania.
W kilku slowach pragne podziekowac za pomoc finansowa ktora od Was otrzymalem. Kwota przekazana przez P. Jakuba Orlankowicza w wysokosci 2116.05 dolarów amer. po odliczeniu wszystkich oplat bankowych to duze wsparcie. Serdeczne Bog zaplac za wsparcie i wlaczenie sie w dzielo misyjne ktorego podjalem sie wsrod grupy Eskimosow – Yupik na Alasce. Nielatwej grupy.
Swiadom jestem faktu ze nie zasluzylem na az takie dobrodziejstwo bo moj pobyt u Was w Redykajnach i znajomosc trwaly bardzo krotko. Bardzo jednak mile wspominam ten czas. Wasze wsparcie bardzo mi pomoglo pokryc sporo nieprzewidzianych wydatkow ktore hojnie czasami spadaja na glowe.
Zima w poludniowo-zachodniej Alasce, miejscu gdzie poluguje jest najsurowsza od 20 lat, tak mowia lokalni ludzie, Eskimosi z grupy Yupik. Udaje mi sie ja pokonac choc nie bez trudnosci. Juz ma sie ku wiosnie. Sporo sniegu, byc moze w polowie maja zniknie. Nie z powodu niskich temperatur ale towarzyszacych tej zimie zdarzen, rowniez nieplanowanych. Bedac w centralnej czesci Alaski w Fairbanks czy Delta Junction (gdzie posluge sprawuje tez Polak) temperatura spada do -40C, jest jednak to mniej odczuwalne niz na wybrzezu, blisko Morza Beringa gdzie nie ma pagorkow ani drzew tylko czysta tundra, plaskie tereny gdzie niemilosiernie wieje. Przy temperaturze -25C odczuwalnosc jej jest okolo -55C. Od grudnia utrzymuja sie wysokie mrozy, w jednej wiosce, Chefornak zamarzly rury i choc w domu gdzie mieszkam nie mam lazienki ani biezacej wody to nie moglem nawet dostac wody ze szkoly. Zawsze jest jednak wyjscie. Yupiki jezdza skuterami snieznymi daleko i przywoza lod, a ci ktorzy nie moga robia to co ja, a moze odwrotnie, ja robie to co oni – zbieram snieg sprzed domu, topie, przepuszczam przez kawalek plotna i gotuje wode. Zawsze cos! I tak przetrwalem prawie zime. Mialem tez doswiadczenie malego odmrozenia na pogrzebie. Nos i palce u rak. Zamarzly na moment ale udalo sie odmrozic, sniegiem. Bez zabezpieczenia wystarczy 3-5 minut i po wszystkim. Kolejne wyzwanie to podroze. Caly ten region nie ma systemu drog. Ja mam do obslugi dwie parafie-wioski, w lini prostej to tylko 160 km ale nie ma takiego polaczenia. Jedynym transportem sa samoloty. Male avionetki ktore dowoza poczte, zaopatrzenie i ludzi jak jest potrzeba. Trzeba jednak leciec calkiem w bok, do Bethel, tam zmienic samolot i wtedy do drugiej wioski. W ciagu roku lecialem okolo 100 razy. Czasem podroz jest bezposrednia, czasami lecimy do innych wiosek, od 1.20 min – 2 godz jeden lot i tak samo drugi. Przesiadka tez zajmuje czas, wiec podroz trwa caly dzien. Zdarzaja sie przygody. W styczniu po zakonczeniu 2-tyg poslugi we wiosce Newtok, polecialem do Chefornak. Czekania na lotnisku sporo ale juz pod wieczor polecielismy. Po godzinie lotu pani pilot obleciala wioske dookola i zawrocila bo nie dalo sie ladowac. Za duza mgla i oblodzenie. Kolejny 1.20 min lot z powrotem. Zeby bylo ciekawiej, w miescie i na lotnisku zabraklo pradu, wyladowala bez swiatla, w ciemno. To juz byl wyraznie palec Bozy a na nas gesia skorka. Dwa tyg temu rozbil sie samolot w drodze do wioski, nikt z 5 osob nie przezyl.
W lutym bylem tez “uchodzcem”. W drodze do Newtok z Chefornak mam przesiadke w Bethel. Bylo regionalne spotkanie. Skonczylo sie w czwartek w obiad. Nie dalo sie leciec do Newtok bo pas startowy nieprzygotowany a osoba ktora obsuguje spychacz do odsniezania wyjechala. Probowalem z innym ksiedzem nastepnego dnia, polecielismy, ale po 40 minutach lotu pilot zawrocil bo dalej pas nie gotowy. Tego samego dnia pogorszyla sie pogoda i koczowalem 8 dni bo nic nie latalo w zadnym kierunku. Obiecywali kazego nastepnego dnia i tak ciagle nic. Cale dnie siedzialem na lotnisku, to taki barak gdzie nie mozna nawet cherbaty kupic i jest ciagle popsuta toaleta. Wieczorami “wymuszalem” niemal goscinnosc Jezuitow. Wszystkie wydatki zwiazanie z utrzymaniem pozostawaly na mojej glowie. Ale jest dobrze. Wasze wsparcie bardzo mi pomoglo.
Lokalni ludzie nie sa latwi do przyjecia chrzescijanstwa, najwieksza radosc plynie z indywidualnego duszpasterstwa. Taki byl wlasnie czas Bozego Narodzenia. Moja zlamana reka, czesciowa utrata wzroku na jedno dobre oko wzruszyly “twardzieli” do tego stopnia ze kilku z nich przystpila do spowiedzi po kilkunastu latach.
Kolejne wyzwanie ale to juz nie dla mnie samego, to epidemia coronawirusa. Sa wielkie obostrzenia, nie moge na razie wyleciec z wioski. Sklep swieci pustkami, to wszystko co lezalo na polkach bo bylo za drogie, wszystko zniklo, ja tez musialem sie na drozsze rzeczy rzucic zeby choc miec cos na stol. Nie lataja samoloty bo sztorm za sztormem. Terperatura juz niemal wiosenna od zera do -7C, po takim ociepleniu przychodzi sztorm, wieje niemilosiernie, zimno ze zgroza i teraz albo snieg albo deszcz i sporo mgly. Gdy pewnego dnia przylecialo kilka kartonow z zywnoscia, ludzie zapomnieli o kwarantannie, rzucili sie na sklep i zagrabili wszystko w pol godziny. A ja to jak ten chory co siedzial przy sadzwce i czekal na poruszenie wody. Zawsze bylo za pozno. Ludzie jednk zapewniaja mnie ze nie pozwola bym byl glodny. Poki co mam zywnosc na tydzien. Moze pogoda sie polepszy i cos przyleci w Wielkim Tygodniu. Nie mam dostepu do jarzyn czy owocow, wiekszosc to jedzenie z puszek, a od czasu do czasu ktos mi da kawalek miesa z losia lub rybe. Nie ma tego jednak za duzo. Zwykle pieke sobie chleb, a gotuje ryz czy makaron. To zycie tutaj jest o wiele trudniejsze niz w Afryce. A niby to Ameryka. Dobra wiadomosc to jednak taka ze przybywa dnia. Slonce wschodzo o 8.15 a zachodzi 0 21.45. Super!
Praca pastoralna to inny wielki rozdzial godny napisania ksiazki. Jedna wioska jest calkiem niezla, ta druga to niemal porazka. Ci jednak ktorzy sie utrzymali w wierze nadal sa wierni. To garstka. Materializm i kultura coca-coli sa silniejsze od wiary. Trzeba jednak dac im szanse, odczucie ze nie sa zostawieni na koncu. i dlatego tu jestesmy.
Zycze Wam glebokiego przezycia Swiat Wielkanocnych, tak innych niz wszystkie poprzednie. Raz jeszcze serdecznie dziekuje za pomoc. Jesli Bog pozwoli i mina niebezpiezpieczenstwa to mam zamiar pojeciec do Polski w polowie lipca na krotka przerwe. Moze sie spotkamy?
Z modlitwa
O. Stanislaw Róż, SVD